środa, 31 października 2007

Polska gospodarka kwitnie – czy aby na pewno?

Kończy się kolejny rok, a wraz z nim nadchodzi dobry moment na podsumowania.
Chciałbym się skupić na sprawach gospodarczych. Czy 2006 był dobry dla polskiej gospodarki?
Czy zrobiono wszystko, co można było dla niej zrobić?
Z czego można się cieszyć, a czego trzeba się obawiać?

W ostatnich tygodniach ukazały się dwa raporty na temat pozycji Polski na arenie międzynarodowej. Pierwszy z nich opublikowany przez Transparency International dotyczy korupcji w objętych badaniem krajach.
Czy mamy powody do radości?
Raczej nie. Chociaż w rankingu TI awansowaliśmy na 61 miejsce na liście 163 krajów, to daleko nam do czołówki. Jesteśmy najniżej notowanym krajem w UE.
Korupcja to bolączka z jaką Polska zmaga się od lat. Do walki z nią nie wystarczy samo powołanie Centralnego Biura Antykorupcyjnego (CBA), ale zmiana wielu ustaw, które dzięki niejasnym i skomplikowanym zapisom prowadzą do korupcji.

Klimat do prowadzenia interesów

Drugim dokumentem jaki ukazał się niedawno był raport Banku Światowego – „Doing Business” przedstawiający klimat inwestycyjny panujący w poszczególnych krajach.
I tu Polska nie wypadła zbyt korzystnie, zajmując odległe 75 miejsce na 175 krajów.
Przy takim obrazie Polski w oczach inwestorów napływ inwestycji zagranicznych i tak można uznać za znaczny. Pytanie tylko jaki byłby, gdyby Polska była nie na 75, a na 15 miejscu w/w listy.

Przyjrzyjmy się bliżej podstawowym wskaźnikom gospodarczym:

PKB 5,2% , inflacja 1,2%, bezrobocie 15%, deficyt budżetowy utrzymano w ryzach i nie przekroczył 30 mld zł pomimo prób zwiększenia wydatków. Indeksy na GPW biją kolejne rekordy. Mamy najwyższy od kilku lat napływ inwestycji zagranicznych. Jest szansa uzyskać z tego tytułu aż 10 mld USD. Złoty pozostaje silny, stopy procentowe znajdują się na względnie niskim poziomie.

Czego chcieć więcej?

Czytając powyższe dane przeciętny obserwator pomyśli z pewnością, że jest dobrze, a nawet bardzo dobrze.
Owszem, dziś tak, ale czy tak będzie zawsze?

Zagrożenia mogą pojawić się szybciej, niż się można tego spodziewać.
Obecny rząd nie robi nic, aby utrzymać korzystną koniunkturę, a zajmuje się przejadaniem jej owoców. Kiedy tylko wzrost gospodarczy ulegnie znacznemu obniżeniu zaczną się kłopoty porównywalne w skutkach do efektu kuli śnieżnej.

Spadną wpływy do budżetu, a wraz z nimi wzrosną potrzeby pożyczkowe państwa.
Aby sprzedawać kolejne emisje obligacji, konieczne staną się podwyżki stóp procentowych.
Wzrosną koszty obsługi kredytów, co uderzy w firmy.
Deficyt budżetowy i tak napięty już dziś ratuje się podwyżkami m.in. akcyzy na paliwo i papierosy.

GPW szczęśliwie coraz bardziej uodparnia się na sytuację polityczną i gospodarczą. Coraz więcej spółek eksportuje swoje towary, co w znacznym stopniu uniezależnia je od wewnętrznego popytu.
Marne to jednak pocieszenie dla statystycznego Kowalskiego, gdyż na giełdzie inwestuje promil Polaków.

Przeciętny obywatel chce czuć poprawę swojej sytuacji. Przemawiają do niego rachunki, które musi płacić, a te będą wyższe z roku na rok. Od 2007 roku podrożeć ma energia elektryczna, ponieważ Polska jako członek UE musi wyrównać ceny. Co ciekawe, według stawek UE prąd w Polsce jest tani i należy spodziewać się znacznych podwyżek w kolejnych latach.

Czas ucieka, a rząd niewiele robi w celu zabezpieczenia gospodarki na gorsze czasy.
W Stanach Zjednoczonych za kadencji Billa Clintona furorę zrobiło powiedzenie
„Gospodarka, głupcze” co miało znaczyć, że nie wolno zapominać o gospodarce.
Oby takie zapomnienie nie dotknęło Polski.

Czas na reformy

Wiele branż polskiej gospodarki czekają gruntowne reformy. Bez nich, za kilka lat wiele firm stanie na krawędzi upadłości. I nie pomogą protesty związków zawodowych i żądania podwyżek. Zaniechanie reform odbije się czkawką. W dobie globalizacji i potężnej konkurencji międzynarodowych koncernów polskie firmy nie mają szans.
Wkrótce skończą się okresy ochronne wynikające z akcesji do UE. Pierwsza odczuje to branża pocztowa, która już dziś jest podgryzana przez zachodnie firmy. To samo stanie się z branżą energetyczną. Wejście na rynek zachodnich gigantów zatrzęsie polskimi firmami, rozproszonymi, mało efektywnymi i targanymi żądaniami gwarancji zatrudnienia.

Taki dość czarny obraz przyszłości, przynajmniej kilku branży, potwierdzają badania przeprowadzane przez firmę AT Kearney pod tytułem „Strategia Wzrostu Gospodarki”.
Ślady ekspansji zachodnich firm widać gołym okiem. Linie lotnicze PLL LOT przegrywają walkę z zagranicznymi przewoźnikami z roku na rok tracąc udział w rynku. Do Polski wchodzą koncerny energetyczne CEZ oraz Vattenfall. Można to nazwać budową przyczółków do dalszej ich ekspansji.

Oby się nie okazało, że oprócz uzależnienia się od rosyjskiej ropy i gazu będziemy zdani na ceny jakie podyktują nam koncerny energetyczne i inne. Coraz częściej mówi się o tym, że polskie autostrady będą budować zagraniczne firmy. W zachodniej Polsce trwają przymiarki do uruchomienia prywatnej kolei, w której udziały mają Niemcy. Z pewnością na tym się nie skończy.

Ułatwienia dla firm

Mijają kolejne miesiące pracy nowego rządu, a przedsiębiorcy czekają na rozwiązania prawne mogące ułatwić im funkcjonowanie. Obiecywana ustawa o swobodzie działalności gospodarczej nie spełniła pokładanych w niej nadziei. Zasada „jednego okienka”, czyli rejestracji firmy w jednym miejscu odwleka się w czasie. Jak podał wice minister gospodarki taka rejestracja będzie możliwa…za dwa lata. Na szczęście póki co działania rządu nie pomagają, ale też nie psują gospodarki. Firmy do pewnego stopnia uodporniły się na panującą sytuację. Ale na jak długo starczy im sił?

Nowy prezes NBP

Ostatnią sprawą o jakiej chciałbym wspomnieć jest kadencja prezesa NBP Leszka Balcerowicza, która kończy się 10 stycznia 2007 r. Wybór następcy może mieć duży wpływ na politykę monetarną a pośrednio na całą gospodarkę. Decydujący głos w wyborze prezesa NBP ma prezydent. Wszyscy coraz bardziej zastanawiają się kto zastąpi Leszka Balcerowicza.
W ostatnich tygodniach pojawiła się, informacja o tym, iż poważną kandydatką jest Urszula Grzelońska. Trudno powiedzieć coś więcej o tej kandydaturze ponad to, co można wywnioskować z jej wypowiedzi. Jedna z nich wyraża niechęć do euro i poddaje w wątpliwość, czy Polska powinna dążyć do strefy euro. Taka wypowiedź daje do myślenia. Wiadomo, że Polska powinna wejść do strefy euro podobnie jak pozostałe nowe kraje członkowskie. Odwlekać decyzję można ze względu
na niespełnienie kryteriów przyjęcia wspólnej waluty np. zbyt dużego poziomu deficytu, z którym zresztą Polska ma faktycznie problemy.

Podsumowując 2006 rok był ciekawy. Pozostaje mieć nadzieję, że politycy zakończą walki sejmowe i kampanie wyborcze i skupią się na sprawach kraju. Gospodarka, czy chcą tego czy nie, przekłada się na wiele sfer życia, jak również na poparcie dla polityków. Im lepsze wskaźniki gospodarcze, a wraz z nimi wyższy standard życia obywateli, tym łatwiej o wygraną w kolejnych wyborach.
Oby politycy mieli to na uwadze i nie traktowali obecnej kadencji jedynie w kategoriach zdobycia władzy na 4 lata.

SII po raz kolejny staje po stronie drobnych akcjonariuszy.

Każdy kto interesuje się choć trochę Giełdą Papierów Wartościowych nie raz zapewne słyszał, że interesy drobnych akcjonariuszy nie są dostatecznie chronione. Preferencje mają duże instytucje finansowe, które niejako stoją ponad klientami indywidualnymi. Chodzi tu m.in. o dostęp do istotnych informacji płynących ze spółek.

Z tak niekorzystnym obrazem sytuacji próbuje walczyć Stowarzyszenie Inwestorów Indywidualnych (SII). Jak sama nazwa wskazuje celem jego istnienia jest pomoc drobnym akcjonariuszom w sporach ze spółkami giełdowymi. W sytuacji, gdy istnieje podejrzenie, że jakaś transakcja może być krzywdząca dla inwestorów indywidualnych, SII stara się pomóc.
Nie inaczej było w ostatnich dniach, kiedy to mieliśmy do czynienia ze znacznymi wahaniami kursu spółki Interferie. Interferie to niedawny debiutant giełdowy, który działa w branży turystycznej.

O co w skrócie chodzi?

Kurs spółki Interferie ulegał znacznym wahaniom w okresie kilku dni i to za sprawą dość niejasnych powodów. Zazwyczaj gwałtowne wzrosty lub spadki powodowane są istotnymi czynnikami np. zwiększeniem zysków przez firmę, zawarciem dużego kontraktu itp.
Co jednak istotne, wzrosty i spadki pojawiają się zazwyczaj w różnym czasie.
W przypadku Interferie huśtawka cen miała miejsce w przeciągu zaledwie kilku dni, co wzbudziło podejrzenia niektórych inwestorów.

SII oczekuje od Komisji Nadzoru Finansowego wyjaśnienia sprawy zakupu i sprzedaży akcji Interferie przez jej wiceprezesa. Zachodzi bowiem podejrzenie, że mogło dojść do wykorzystania poufnych informacji do odniesienia korzyści majątkowych. Czy nie jest podejrzane to, że wiceprezes spółki zakupił znaczny pakiet akcji kilkanaście dni przed tym, jak spółka podała istotne informacje o przeprowadzanych transakcjach. Informacje te obudziły nadzieję na podniesienie prognozy finansowej i miały również znaczny wpływ na kurs akcji, który wzrósł z niespełna 6 zł* na początku listopada, do prawie 14 zł (13,48 zł) na koniec listopada. Wiceprezes Andrzej Bukowczyk sprzedał swój pakiet akcji, a w kilka dni później spółka opublikowała raport o, uwaga!... obniżce prognozy zysków.

Skąd taka zmiana o 180 stopni w przeciągu miesiąca?
O ile sam zakup akcji przez wiceprezesa można by jakoś wytłumaczyć, o tyle publikowanie dwóch sprzecznych raportów i sprzedaż w międzyczasie posiadanych akcji może sugerować, że nie było to dzieło przypadku.

Działania podjęte przez SII mają na celu dokładne zbadanie, czy doszło w tym przypadku do nadużycia, a jeśli tak, to spółka zostanie ukarana grzywną. Chciałbym tylko wspomnieć, że amerykańska instytucja SEC (Securities and Exchange Commission) tropi od lat tego typu przypadki, a kary są bardzo surowe, nie wyłączając kar pozbawienia wolności. Bycie „lepiej poinformowanym” od innych uczestników rynku może zatem okazać się bardzo kosztowne i niebezpieczne.
Mam nadzieję, że podobne standardy postępowania wobec nadużyć staną się w Polsce normą i odstraszą skutecznie wszystkie osoby spragnione szybkiego, łatwego lecz nieuczciwego zarobku.

Przydatne adresy:
www.sec.gov
www.knf.gov.pl
www.sii.org.pl

* dane GPW.

Zagraniczne fundusze inwestycyjne – prawdy i mity.

Od kilku miesięcy możemy obserwować w Polsce prawdziwy boom na zagraniczne fundusze inwestycyjne. Ilość dostępnych funduszy może przyprawić o zawrót głowy. Co powoduje tak duże zainteresowanie ich ofertą? Czy zawsze warto inwestować w zagraniczne fundusze inwestycyjne?

Po wejściu Polski do Unii Europejskiej staliśmy się częścią wielkiego rynku, na którym panuje ogromna konkurencja i nieograniczone wręcz możliwości lokowania kapitału. Musiało jednak minąć blisko półtora roku nim światowi giganci rynku funduszy inwestycyjnych, jak Merrill Lynch czy Franklin Templeton, dostrzegli nasz rynek. Prawdziwy szturm na polski rynek rozpoczął się właściwie w tym roku.
Szeroko zakrojona akcja reklamowa zagranicznych funduszy inwestycyjnych ma zachęcać Polaków do nabywania ich jednostek. Czy jednak oferta krajowych funduszy jest zbyt uboga, a zyski zbyt niskie, aby klienci decydowali się na zagraniczne fundusze? Nic z tych rzeczy.

Aktywa rodzimych TFI biją rekordy wielkości i sięgają blisko 90 mld zł. Niektóre fundusze muszą wręcz ograniczać sprzedaż jednostek, gdyż klienci chcą ulokować znacznie więcej, niż fundusze zakładają.
Czy w takiej sytuacji jest jeszcze miejsce na zagraniczne fundusze inwestycyjne?
Wydaje się, że zagranicznym funduszom inwestycyjnym chodzi w dużym stopniu o to, aby zaistnieć w świadomości klientów na fali popularności funduszy.
W czasach dobrej koniunktury o wiele łatwiej ich pozyskać, niż w okresie spadków na giełdzie, a co za tym idzie, także mizernych wyników funduszy.

Dla kogo zatem są zagraniczne fundusze inwestycyjne?

Przede wszystkim dla klientów o zasobniejszych portfelach, którzy szukają nowych sposobów do ulokowania kapitału. Wydawać się wręcz może, że obserwowany boom jest w dużej mierze zasługą marketingu, a nie faktycznych korzyści jakie mogą przynieść inwestycje w zagraniczne fundusze inwestycyjne.

Za takim podejściem do tematu przemawiają fakty:

- nabywając jednostki zagranicznych TFI płacimy znacznie wyższe prowizje niż w przypadku krajowych funduszy, sięgające nawet 5% od kupna i sprzedaży,
- porównując z wynikami krajowych TFI, wyniki TFI zagranicznych są często niższe,
- musimy pamiętać o ryzyku kursowym. W okresie silnego złotego inwestycja w zagraniczne fundusze staje się znacznie mniej atrakcyjna.

Podsumowując na przykładzie.
Nabywamy jednostki zagranicznego funduszu X. W okresie roku wartość jego jednostek wzrasta o 40%. Odliczając opłatę manipulacyjną 5% za kupno i sprzedaż jednostek i uwzględniając umocnienie złotego wobec dolara o 10% okazuje się, że nasz realny zysk wyniesie ok. 20%. Żadna to rewelacja wobec krajowych funduszy, z których najlepsze dały w tym samym czasie zarobić 60-70% bez ryzyka kursowego.

Ponieważ popularność zagranicznych funduszy w Polsce trwa stosunkowo krótko, trudno o rankingi zysków czy strat i porównania ich wyników z wynikami krajowych funduszy. Póki co w reklamach fundusze posiłkują się danymi historycznymi, co jak wiadomo nie może być prognostykiem na przyszłość. 100% w 3 lata. Taka informacja o zagranicznych funduszach może robić wrażenie.
Robi, dopóki nie porównamy jej z wynikami niektórych krajowych funduszy, które w tym samym czasie dały ponad 200% zysku.
Wszystko zatem zależy od tego jak podana jest informacja.

Czy zatem warto inwestować w zagraniczne fundusze inwestycyjne?

Obecnie poprzez największe towarzystwa fundusze: Merrill Lynch, Frankin Templeton, Robeco dostępnych jest ponad 100 rożnych subfunduszy. Wybierać jest więc w czym. Dopóki jednak koniunktura na Giełdzie Papierów Wartościowych będzie się utrzymywać a złoty pozostanie silny, trudno będzie zagranicznym funduszom błysnąć zyskami większymi od tych jakie, można osiągnąć na polskim rynku.

Rząd szykuje nam kolejny haracz.

Od kilku dni w prasie i telewizji mówi się o możliwych podwyżkach stawek ubezpieczeń komunikacyjnych OC. Konieczność takich podwyżek tłumaczy się potrzebą dofinansowania służby zdrowia, a konkretnie zdobycia większych pieniędzy na koszty leczenia ofiar wypadków.

O tym, że szpitale muszą mieć środki na leczenie poszkodowanych wiadomo nie od dziś.
Pytanie tylko, dlaczego znowu kosztem zmotoryzowanych? Przecież składka OC w domyśle przeznaczana jest na powyższe cele.
Dlaczego blisko 14 mln właścicieli samochodów musi znosić kolejny zakamuflowany podatek?
Czy dlatego, że są najlepszą grupą społeczną, do kieszeni której można bezkarnie sięgnąć?
Wiadomo już, że od 1 stycznia 2007 roku w górę o 25 gr na litrze pójdzie akcyza na paliwo.
To jednak dla państwa mało.
Skala ewentualnych podwyżek OC może zmrozić niejednego posiadacza 4 kółek.
Zdaniem Polskiej Izby Ubezpieczeń, jeśli wejdzie w życie nowelizacja ustawy o świadczeniach zdrowotnych, koszt ubezpieczeń może wzrosnąć nawet o 30%.

Skąd aż taka podwyżka?

Ministerstwo w swoim zamyśle chce nałożyć na ubezpieczycieli obowiązek przekazywania 20% składek na specjalny fundusz leczenia ofiar w Narodowym Funduszy Zdrowia.
Nietrudno się domyśleć, że firmy ubezpieczeniowe poniesione z tego tytułu straty przerzucą na klientów, co zaowocuje podwyżką cen ubezpieczeń. Dodatkowo dojdą do tego koszty transferów pieniędzy do NFZ.

Idea taniego państwa odeszła w niepamięć, a pieniędzy w budżecie mało.

Zastanawiam się dlaczego akurat kierowców dotknęła ta przykra niespodzianka.
Dlaczego rząd chcąc tak przypodobać się wszelkim grupom wyborców zapomniał o tej tak licznej, bądź co bądź, kilkunastomilionowej grupie.
Zmotoryzowanych jest więcej niż emerytów i rencistów, którzy dzielnie bronią swoich praw żądając coraz wyższych świadczeń i ich waloryzacji. Ich ruszyć się nie da więc trzeba szukać gdzie indziej.

Mam nadzieję, że pomysł obciążenia kierowców dodatkowymi kosztami zostanie zaskarżony.
Wymuszenie na ubezpieczycielach odprowadzania 20% składek na specjalny cel to nic innego jak kolejny podatek, tyle że wprowadzany bocznymi drzwiami.
Dlaczego państwo tak niewiele robi w sprawie pijanych kierowców, którzy to powodują owe wypadki?
Większość z nich bezkarnie jeździ pod wpływem alkoholu, a wymierzane przez sądy kary są zazwyczaj śmieszne w porównaniu z zagrożeniem jakie stwarzają ci kierowcy na drodze.
Dlaczego nie wprowadzi się drastycznych kar dla nich?
Właśnie w postaci znacznych podwyżek stawek OC.
Może dlatego, że podwyższyć obligatoryjnie stawki jest łatwiej i szybciej, niż karać pojedynczych sprawców.

Póki co Polska Izba Ubezpieczeń planuje zaskarżyć pomysł Ministerstwa Zdrowia jako niekonstytucyjny. Może uda się zapobiec podwyżkom lub choćby je ograniczyć.
Groźne natomiast są same pomysły szukania pieniędzy na pokrycie niedoborów w kasie państwa.
Obserwując działania rządu można być prawie pewnym, że zamiast reform i oszczędności, co raz to pojawią się pomysły sięgnięcia do kieszeni różnych grup społecznych.

Funkcja dźwigni

Funkcja dźwigni

Dźwignią pierwotnie były nazywane narzędzia umożliwiające przenoszenie ciężkich przedmiotów, przy użyciu niewielkiej siły własnej. Zasada działania dźwigni polega na tym, że siła jaką trzeba by zużyć na podnoszenie przedmiotu jest przenoszona na podporę oraz na napięcie materiału z jakiego jest wykonana dźwignia. Archimedes podobno wypowiedział kiedyś takie słowa "Dajcie mi wystarczająco długą dźwignię i wystarczająco mocną podporę, a sam jeden poruszę cały glob".

Słowa Archimedesa przeszły do historii jako kwintesencja działania dźwigni. Fizycy jednak im zaprzeczają, twierdząc m. in. że zarówno dźwignia jak i ziemia, zamiast poruszać się zaczęłyby się wyginać. I owszem, ograniczając się do pierwotnej formy dźwigni, zapewne mają rację. Podkreślając natomiast funkcję jaką pełni dźwignia, muszę im zaprzeczyć. Podstawową funkcją dźwigni jest wywołanie przy pomocy niewielkiego ruchu znacznie większej reakcji.

Niejeden już przy pomocy funkcji dźwigni miał możliwość poruszyć całą ziemię! Kilku się to nawet udało, choćby Kopernik przy pomocy swojej dźwigni w formie obserwatorium poruszył ziemię, nawet trzykrotnie... a żeby tego było mało to słońce zatrzymał. Motorem poruszającym świat był także ten który znajdował się w Fordzie T, tym razem Henry Ford poruszył całą ziemię przy pomocy dźwigni, na tyle że przesiadła się ona na cztery kółka. Inną osławioną dźwignią był przysłowiowy "czerwony guzik", w rękach władców kilku mocarstw. Na szczęście w nieszczęściu skończyło się na odkryciu przez nich potęgi dźwigni w postaci Czarnobyla, który poruszył całym światem.


Powrót z ziemi na własne nogi

Zanim jednak zaczniemy poruszać ziemią, musimy się nauczyć poruszać samym sobą i najbliższym otoczeniem. Dźwignią każdego człowieka jest między innymi natężenie głosu, postawa, nogi, ręce, słowa. To są dźwignie, które dostaliśmy od natury, w trochę innej lecz podobnej formie są one dostępne każdemu stworzeniu na ziemi.

Człowiek oraz niektóre stworzenia na ziemi, potrafią jednak coś więcej... wykorzystywać i tworzyć nowe dźwignie.

Spróbuj palcami odkręcić śrubkę... i jak? Od takich spraw mamy między innymi śrubokręt, pełniący rolę dźwigni, przy pomocy której jest to znacznie łatwiejsze. Narzędzia to podstawowa funkcja każdej dźwigni, nawet zwierzęta potrafią je wykorzystywać! Niektóre ptaki używają patyczków do wyciągania robaków z dziur, nie mówiąc już nic o tym czego potrafią nauczyć się małpy.

Gdzie zatem dźwignia, która porusza naszym globem?

Zasad działania najpotężniejszej wynalezionej dźwigni jesteśmy uczeni praktycznie od małego. W szkole nauczyciele wykorzystują dźwignię, mówią raz a uczą kilkadziesiąt dzieci jednocześnie. Oglądasz telewizję, słuchasz audycji radiowych wykorzystujących dźwignię: nadajnik - miliony odbiorników. Korzystasz z rzeczy, które zostały wymyślone jeden jedyny raz, a są wykorzystywane przy pomocy funkcji dźwigni przez wiele milionów ludzi. Ta najpotężniejsza dźwignia to system wykorzystujący wiele dźwigni.
Jeżeli przy pomocy jednej dźwigni jesteś w stanie podnieść 100 kg, to ile jesteś w stanie podnieść poruszając jedną dźwignią która porusza setką takich dźwigni? Ta właśnie zasada jest podstawą sukcesu człowieka na ziemi. Poruszamy przy pomocy niewielkiej siły dźwigniami, które wykorzystują pracę, pomysły, doświadczenie, czas, zasoby innych ludzi. Innymi słowy, po prostu zwyczajnie żyjemy w społeczeństwie.

Nowe siły... a dźwignia

Pierwsze dźwignie były poruszane fizyczną siłą, jednak wraz z rozwojem społeczeństwa i oddzieleniem się formy dźwigni od jej funkcji. Została także oddzielona funkcja siły, od jej fizycznej formy. Obecnie funkcją poruszającą dźwigniami może być przykładowo idea, religia, chęci, władza, złość, miłość, manipulacja słowna, emocje.. itd. Jednak siłą dotychczas sprawiającą chyba najmniej kłopotów okazał się zwykły pieniądz!

Pieniądz okazał się najbardziej neutralnym narzędziem poruszającym dźwignię w społeczeństwie. Nie najlepszym bo najlepszym (w sensie najsilniejszym) to chyba dotychczas była wojna, ale najbardziej neutralnym. Nie mamy socjalizmu, teokracji. faszyzmu, feudalizmu, mamy demokracje i kapitalizm, a w nim pieniądz i od zawsze istniejące słowo jako główne siły poruszające dźwigniami w społecznościach.

Czy w przyszłości będziemy mieli coś innego?

Można by się bawić w przewidywanie, być może siłą napędzającą dźwignię będzie podświadomość, znajomości - kontakty, a może samo słowo (np. w postaci języka esperanto)... kto wie? Sukcesu banalnego narzędzia jakim jest telefon komórkowy nikt chyba nie przewidywał... a jednak bez niego ciężko dziś żyć. Po prostu przewidywać zawsze można, ale to niewiele daje, bo przewidywania najczęściej opierają się na przeszłości, podczas gdy zapewne oczekujemy czegoś zupełnie nowego.

Zamiast przewidywać kreujmy więc nowe. Tu mamy wyzwanie, bo kreować nowe systemy dźwigni można tylko wtedy, gdy potrafimy poruszyć odpowiednie już istniejące dźwignie (wiedzę, doświadczenie, pomysły itd.). Jeżeli w naszych czasach, główną siłą poruszającą dźwignie w postaci innych systemów są pieniądze zajmijmy się więc nimi.

Pieniądz + dźwignia = biznes

Weźmy przykładowy warzywniak, właściciel sprowadza towary do sklepu, po to bym mógł przy pomocy mojej niewielkiej siły w postaci pieniędzy je zjeść. Systemem jest warzywniak i wszystkie dźwignie jakie on wykorzystuje, siłą poruszającą bezpośrednio ten system jest właściciel warzywniaka i jego praca. Siłą motywującą tego człowieka do pracy są moje pieniądze, dzięki którym może utrzymywać własną rodzinę. Dzięki takiemu rozwiązaniu jest nas na ziemi już ponad 6 mld. Co nie byłoby do pomyślenia gdyby każdy z nas musiał z osobna wytwarzać dla siebie żywność.

Gdyby nie istniał system w postaci warzywniaka, nikt nie miałby czasu na wytworzenie systemu szyjącego ubrania, bo każdy musiałby się zająć tworzeniem jedzenia. Dzięki temu i ogromnej ilości innych systemów dźwigni możemy żyć z coraz większą ilością ludzi dookoła. Innymi słowy życie w społeczeństwie kapitalistycznym polega na tworzeniu i utrzymywaniu systemów dźwigni (pomysłów, robotów, produktów, usług), dzięki którym mamy czas by zająć się własnym życiem i własnymi prywatnymi potrzebami.

Wyobraź sobie godzinę, może dwie godziny pracy dziennie dla społeczeństwa w celu utrzymania istniejącego systemu dźwigni – tyle wystarczy. Reszta czasu pozostanie do dyspozycji Twojej i Twojej rodziny.

Dlatego też szukaj sposobów, by wykorzystywać jak najwięcej dźwigni i robić więcej w znacznie krótszym czasie. Jeżeli przez przypadek wymyślisz coś nowego twórz nowe dźwignie i udostępniaj je innym. Przykładowo, jeżeli codziennie w pracy przez 5 lat wykonujesz przez godzinę podobną czynność na komputerze, zyskasz ogromną masę czasu jeżeli nauczysz się programować lub wynajmiesz programistę, który tą czynność zautomatyzuje. Wynajdziesz nową dźwignię.

Doskonałym tu przykładem dźwigni oszczędzającej czas, jest usługa udostępniona przez Agencję TAO (www.tao.pl). Wyobraź sobie, że codziennie musisz dodawać 10 ogłoszeń do prasy, dodanie jednego ogłoszenia np. telefonicznie zajmuje Ci 15 minut. A jeśli musiałbyś jechać do biura ogłoszeń to godzinę lub więcej.

Czy nie przydałoby Ci się dźwignia dzięki której zlecając zdalnie jedno ogłoszenie, zlecisz je jednocześnie do 10, 20, 50 a nawet 100 gazet?

Jasne, że by się przydała. Agencja TAO, właśnie taką dźwignię, pozwalającą oszczędzić nieraz nawet kilka godzin dziennie w postaci prostego systemu dźwigni udostępnia system.tao.pl

HYIP: szansa na wielkie zyski... czy wielką stratę?

Ostatnimi czasy widać coraz większe zainteresowanie u nas inwestowaniem swoich pieniędzy. Teraz gdy surfując w Internecie trafiamy na wszelakiej maści reklamy. Mamy dostęp do światowych funduszy inwestycyjnych, możemy szukać alternatym dla bankowych lokat, które wydają nam się totalnie niekorzystne ze względu na procent zysku.

Najbardziej rozpowszechnionym w Internecie w Stanach Zjednoczonych sposobem inwestycji są HYIP. High Yield Investment Program, według nazwy są to fundusze o wyoskim ryzyku. Z założenia są one odzwierciedleniem znanych nam funduszy powierniczych jakie możemy spotkać na naszym rynku.

Teoria...
Cała obsługa HYIP jest zaskakująco prosta, wynajdujemy sobie firmę, np. Taką która będzie nam wypłacać 60% wpłaconego przez nas kapitału co tydzień. 60% to nie literówka, w HYIP 60% przez tydzień to norma, nie mówiąc już o 200% dziennie co dwa dni...

Praktyka czyt. PRAWDA
Czekamy tydzień, otrzymujemy nasze 60%, jesteśmy dumni z siebie i swojej inwestycji. Szukamy nowych środków na inwestycje, czasem zdarza się, że tak owe środki wpłacamy. Często jest tak, że za 2 tygodnie chcemy zalogować się na konto na stronie z naszym funduszem HYIP i .... Strona się nie wyświetla. Mamy swoją hipotezę na to: “Pewnie padł im serwer, lub robią coś ze stroną”. Czekamy kolejny tydzień, strony cały czas nie ma, nie ma też naszych pieniędzy. Straciliśmy je.

High Yield Investment Program, są tak popularne w USA ponieważ, ścigalność osób, które oszukują tam w ten sposób jest bardzo słaba. Bardzo rzadko udaje się złapać naciągacza.

Reasumując, bierzmy wielką poprawke na fundusze typu HYIP, ich główną strategią jest zebranie odpowiednio wysokiego kapitału i zakończenie interesu. Nawet gdy zarobimy, nie wpłacajmy pieniędzy ponownie, to jest pewne – stracimy je.

Pioneer TFI traci impet na rynku funduszy

W telewizji można ostatnio obejrzeć reklamę TFI Pioneer zakończoną zdaniem. Pioneer – pierwszy fundusz w Polsce.
Pierwszy – cóż znaczy to słowo?
Czy to, że jest największy?
Czy może, że przynosi największe zyski inwestorom?
Czy pierwszy to po prostu odniesienie się do daty powstania?
Jeśli tak, to nie można nic kwestionować. Pioneer był pierwszym zarejestrowanym funduszem inwestycyjnym w Polsce.

Ostatnie rankingi TFI pokazały jednak wyraźnie, że Pioneer z roku na rok traci pozycję lidera. Coraz bardziej depczą mu po piętach numer 2 na rynku BZ WBK AIB znane jako Arka oraz numer 3 czyli TFI BPH. Pod względem dynamiki pozyskiwania aktywów Pioneer spadł na trzecią pozycję. Pozycja może i niezła, ale wartość środków pozyskanych od klientów, która wyniosła 4 mld zł, wobec 9,5 mld zł pozyskanych przez lidera rankingu BZ WBK AIB oraz 6 mld TFI ING, pokazują że Pioneer spoczął na laurach.
Jeszcze 2-3 lata temu udział TFI Pioneer w rynku funduszy sięgał 40%. Dziś ledwie 23,5%.
Skąd taki spadek, i to w czasie doskonałej koniunktury giełdowej panującej w latach 2005-2006?

Czy aby zarządzający Pioneer’a nie zachłysnęli się pozycją uzyskaną jeszcze w połowie 90-tych.
Nie mając praktycznie konkurencji, łatwo im było utrzymywać pozycję lidera.

Reklama i nowe produkty sposobem na Pioneera.

Któż z nas nie widział reklam funduszy Arka. Prasa, telewizja czy internet pełne były charakterystycznych, utrzymanych w zieleni spotów przedstawiających fundusze Arki jako najlepsze w ostatnim czasie. 100% zysku w rok – taka informacja przemawiała do klientów, którzy szturmowali placówki banków, biur maklerskich gdzie można było nabyć jednostki uczestnictwa. Doskonałe wyniki Arki w połączeniu ze zmasowaną reklamą pozwoliły funduszom BZ WBK AIB zwiększyć udział w rynku z 12,6% do 17,4%. Trzeci na rynku funduszy TFI ING, swój sukces zawdzięcza przede wszystkim nowym rodzajom funduszy. ING wprowadził w 2006 roku fundusz parasolowy z pięcioma subfunduszami.
Już pierwsze miesiące dystrybucji pokazały, że jest to bardzo trafiony produkt, który przyniósł TFI ING 35% spośród nowo pozyskanych aktywów. Dzięki temu udział rynkowy TFI ING wzrósł z 10,92% w 2005 roku do 12,86% na koniec 2006 roku.

Sytuacja w jakiej znalazł się Pioneer przypomina sytuację państwowych monopoli, które były przez lata liderami sektorów. Pojawienie się konkurencji boleśnie je uderzyło oraz obnażyło ich braki. Trudno bezpośrednio porównywać TFI Pioneer do nieefektywnych molochów. Jedno jest pewne. Ostatnie lata Pioneer przespał i nie wykorzystał w pełni szansy na utrzymanie pozycji.
Nic jednak nie daje takiej motywacji jak oddech konkurencji na plecach.

Pora na kontraatak.

Pierwszym krokiem jest fuzja Pekao S.A. z BPH. Pioneer uzyska dostęp do nowych klientów poprzez liczną sieć placówek BPH. Drugim ruchem powinno być tworzenie nowych funduszy. Stworzony na fali mody na fundusze małych spółek Pioneer Małych i Średnich Spółek zajął trzecie miejsce w rankingu funduszy akcyjnych. Co ciekawe, w tym samym rankingu wyprzedził on fundusz Arki. Pomocą dla Pioneera mogą też być nowe zapisy w kodeksie funduszy inwestycyjnych, które ujednolicają politykę informowania o wynikach. Brak stosownych wytycznych umożliwiał dotychczas funduszom dość dużą swobodę przy podawaniu wyników, choćby na potrzeby reklamy.
Z takiego dobrodziejstwa korzystały m.in. fundusze Arki podając w reklamach wyniki ze ściśle określonego i oczywiście bardzo udanego dla funduszu okresu. Takiej formy podawania wyników nie można uznać za nieuczciwą, ale za „nie fair” owszem. Mało kto wie, że np. w czasie znacznej korekty w maju 2006 r. to właśnie posiadacze funduszy Arki ponieśli dotkliwe straty. Agresywna polityka inwestycyjna dawała znakomite efekty w czasie hossy, ale zemściła się podczas wyprzedaży.
Kodeks funduszy inwestycyjnych powinien w znacznym stopniu ograniczyć grę wynikami, co z pewnością klientom TFI wyjdzie na dobre.

Podsumowując, przed TFI Pioneer dużo pracy o utrzymanie pozycji największego Towarzystwa Funduszy Inwestycyjnych w Polsce. Walczyć jest jednak o co. Aktywa TFI na koniec 2006 roku sięgnęły 98 mld zł. Według szacunków na ten rok mają wzrosnąć do 130 mld zł. Walka pomiędzy TFI o prymat na rynku nie będzie z pewnością łatwa, ale może przyczynić się do powstania nowych ciekawych produktów, a to z pewnością klienci przyjmą z zadowoleniem.

Źródło: IZFiA, Analizy Online, PB

Szaleństwo TFI trwa w najlepsze.

Na koniec listopada 2006 roku wartość aktywów zgromadzona w TFI sięgnęła 95 mld zł.*
Oznacza to wzrost o ponad 50% wobec roku 2005 i potrojenie aktywów od 2004 r.
Z całą pewnością tak duży napływ pieniędzy do funduszy zawdzięczamy koniunkturze na GPW oraz zmasowanej reklamie. Fundusze inwestycyjne są przedstawiane jako idealny i łatwy sposób na pomnożenie oszczędności. Hasła typu „200% w 3 lata” muszą robić wrażenie na przeciętnym Kowalskim. Swoista moda na fundusze powoduje masowy odpływ środków z lokat właśnie do TFI. Zamiast trzymać pieniądze na 4% rocznie, klienci w funduszach zrównoważonych (średniego ryzyka) mogą zarobić 25-30% rocznie. O lepszą rekomendację chyba trudno.

Jeśli jednak komuś się wydaje, że Polska jest gigantem na rynku funduszy inwestycyjnych, srogo się zawiedzie. Jesteśmy maruderem Europy, nie mówiąc o rynku amerykańskim. Pod względem aktywów TFI znajdujemy się na odległym 18 miejscu w UE**. Największe aktywa posiada Luksemburg – 1570 mld EUR. Tuż za nim jest Francja – 1310 mld EUR. Dla przykładu Hiszpania, która z racji ilości mieszkańców najczęściej porównywana jest z Polską, znajduje się na 6 miejscu rankingu tuż obok, uchodzących za bardzo zamożnych, Niemców. Polska ze swoimi niespełna 20 mld EUR praktycznie nie liczy się w stawce. To pokazuje jak dużo jeszcze pozostaje do nadrobienia, aby choć zbliżyć się do liderów. Nikogo nie powinno również dziwić to, że światowi giganci funduszy inwestycyjnych narzekają na niewielki rozmiar naszego rynku. Jeśli porównamy aktywa amerykańskiego Franklin Templeton, które wynoszą ok. 300 mld USD z 30 mld, USD jakie mają łącznie wszystkie polskie TFI, to wszystko staje się zrozumiałe.

Nowe fundusze, nowe możliwości

Choć na rynku dostępnych jest blisko 250 funduszy, wciąż powstają nowe.
2006 rok to przede wszystkim pojawienie się funduszy funduszy, funduszy parasolowych oraz nowych funduszy rynku nieruchomości. Hitem okazały się też fundusze małych i średnich spółek, które przyniosły rekordowe zyski sięgające 70-80% rocznie (DWS, ING), według danych za listopad 2006.

Perspektywy wydają się znakomite

Rok 2007 również zapowiada się dobrze. Wiele wskazuje na to, że po rekordowym pod względem debiutów giełdowych 2006 r., kolejny będzie jeszcze lepszy. Świadczą o tym zarówno plany spółek, które składają prospekty emisyjne, jak i zwrot w polityce prywatyzacyjnej Skarbu Państwa. Zakłada ona wprowadzenie na giełdę nawet kilkunastu spółek. Inwestorzy indywidualni oraz TFI i OFE będą mieli zatem w co inwestować.

Rośnie wpływ TFI na giełdę.

TFI obok OFE to najpotężniejsi gracze na rynku. OFE, które w listopadzie dysponowały kwotą ok. 110 mld zł aktywów, przegrywają jednak z TFI jeśli chodzi o wielkość aktywów inwestowanych w akcje. Jak wiadomo celem OFE jest jak najlepsze zarządzanie powierzonymi środkami bez ponoszenia zbędnego ryzyka z jakim wiąże się inwestowanie w akcje. Poza tym OFE obowiązuje ograniczenie co do wielkości zaangażowania w akcje, które wynosi 40%. Dla porównania w najbardziej agresywnych funduszach akcyjnych udział akcji sięga 90%.

Za sprawą tak znacznego napływu środków do funduszy rośnie ich udział w ogólnej kapitalizacji giełdy. O ile jeszcze rok temu udział ten wynosił 10,1%, o tyle na koniec 2006 r. sięgnął 12%.
W okresie bardzo dobrej koniunktury tak duży udział nie rodzi zagrożeń. Wręcz przeciwnie, drobni inwestorzy korzystają na wzrośnie cen akcji. Gorzej jeśli nadejdzie bessa. Fundusze, które obracają miliardami, będą miały kłopoty z szybkim upłynnieniem posiadanych akcji. Warto mieć to na uwadze i nie inwestować wszystkich oszczędności w fundusze akcyjne. A jeśli już zdecydujemy się na takie ryzyko, obserwujmy co dzieje się na rynku. Najmniej stracą ci inwestorzy, którzy jako pierwsi zdecydują się na upłynnienie jednostek funduszy, gdy tylko na rynku zrobi się gorąco.

Różnica między TFI a OFE tkwi w jeszcze jednym istotnym szczególe. Środki z OFE są gromadzone niejako automatycznie poprzez transfery z ZUS. Kiedy już trafią do OFE pozostają poza zasięgiem klientów. Do TFI natomiast środki trafiają dobrowolnie, co rodzi pewne ryzyko. W razie nawet krótkotrwałych spadków mniej doświadczeni inwestorzy o słabszych nerwach mogą zacząć sprzedawać swoje jednostki powodując spadki niekoniecznie uzasadnione panującą sytuacją.
Warto o tym pamiętać i nie ulegać niepotrzebnym emocjom.

Kodeks funduszy – czyli koniec ze swobodą prezentacji wyników

W połowie grudnia doszło do ważnego wydarzenia dla klientów funduszy inwestycyjnych. Opublikowany został kodeks dobrych praktyk inwestorów instytucjonalnych. Kodeks określa sposób w jaki TFI muszą publikować wyniki inwestycji. Do tej pory w tej kwestii panowała pełna swoboda i fundusze nieraz tak dobierały okresy i punkty odniesienia, aby wykazać się jak najlepszą stopą zwrotu.
W praktyce często wprowadzało to klienta w błąd lub zaciemniało rzeczywisty obraz sytuacji.
Dzięki nowym zasadom podawania informacji każdy fundusz musi przedstawić w sposób przejrzysty zysk na tle indeksu giełdowego. Z całą pewnością kodeks stanowi krok w kierunku ułatwienia klientom decyzji o wyborze funduszu.

Podsumowując, 2007 rok powinien być udany dla funduszy inwestycyjnych inwestujących na rynku krajowym. Wyjątkiem mogą być fundusze lokujące za granicą. Za sprawą różnic kursowych w 2006 roku praktycznie wszystkie zanotowały tylko symboliczne zyski, a część niestety przyniosła straty. Silny złoty skutecznie niweluje zyski i póki co nic nie wskazuje na to, aby trend umacniania polskiej waluty miał się odwrócić. Sprzyja temu zbyt wiele czynników naraz: wysokie tempo wzrostu gospodarczego, napływ funduszy strukturalnych, inwestycje zagranicznych koncernów oraz względna stabilizacja polityczna.

* Analizy Online
** EFAMA - European Fund and Asset Management Association

Źródła finansowania przedsięwzięć inwestycyjnych

Finansowanie inwestycji to temat złożony. Przygotowując jakikolwiek projekt i jego inżynierię finansową należy wziąć pod uwagę bardzo wiele czynników. Niejednokrotnie prawidłowy wybór źródła finansowania decyduje o powodzeniu całego przedsięwzięcia. A możliwości mamy wiele.Możemy tu wyszczególnić tradycyjne i popularne formy pozyskania kapitału, do których należą:pożyczki gotówkowe - przy bardzo niewielkich projektach mogą być doskonałym źródłem finansowania, a udzielić ich mogą zarówno instytucje finansowe, jak i rodzina, czy znajomi;kredyty bankowe - tradycyjne i najbardziej popularne źródło finansowania;leasing - kolejne po kredytach popularne źródło finansowania środków trwałych, a nawet nieruchomości; od kilku lat funkcjonuje u nas leasing zwrotny, który pozwala uwolnić zamrożone środki tkwiące w nieruchomościach, czy środkach trwałych z przeznaczeniem np. na rozwój firmy;faktoring> - stosunkowo młoda na naszym rynku forma finansowania działalności, która jednak nie jest formą finansowania ukierunkowaną na realizację inwestycji; korzystanie z faktoringu znacząco skróci nam termin spływu należności i poprawi płynność finansową; może zastąpić kredyt obrotowy i pozwolić na oferowanie dłuższych terminów płatności naszym odbiorcom; pośrednio może też przyczynić się do realizacji inwestycji, jeżeli przeznaczymy na nią środki, które do tej pory mieliśmy zamrożone w należnościach, ale ten wariant wymaga przeprowadzenia dokładniejszej analizy.fundusze unijne - są bardzo atrakcyjną formą finansowania inwestycji; jeżeli spełniamy określone kryteria możemy uzyskać do 50% dofinansowania naszego projektu (w pewnych przypadkach nawet więcej) a dobrze przygotowana inżynieria finansowa projektów wykorzystujących środki z funduszy UE pozwala na przeprowadzenie inwestycji z minimalnym wkładem własnym, lub nawet całkowicie bez niego.
Jeżeli nasz projekt inwestycyjny jest przedsięwzięciem, które w perspektywie przyniesie ponadprzeciętną stopę zwrotu możemy spróbować skorzystać z innych, bardzo rozpowszechnionych w krajach zachodnich źródeł finansowania, do których należą:
venture capital - stosunkowo mało rozpowszechnione u nas potencjalne źródło finansowania dużych projektów, charakteryzujących się znacznie wyższą niż przeciętna stopą zwrotu z inwestycji;Business Angels - Aniołowie Biznesu - to najczęściej ludzie, którzy w życiu dorobili się już majątku i chcą posiadane pieniądze dobrze zainwestować, często - wykorzystując własne doświadczenie - angażują się w projekt i pomagają w jego realizacji.
Lista ta nie jest oczywiście zamknięta. Forma prowadzonego biznesu, jego wielkość i faza rozwoju mogą być determinantami wskazującymi na możliwość pozyskania środków w innych formach, np. poprzez emisję obligacji korporacyjnych czy akcji. Można także skorzystać z oferty funduszy pożyczkowych lub funduszy poręczeniowych. Można założyć też dowolne kombinacje dostępnych form finansowania, np. dużo łatwiej uzyskać kredyt w banku, jeżeli "udziałowcem" projektu jest fundusz venture capital itp.
Oczywiście każda z wymienionych powyżej form może występować w wielu odmianach, które nieustannie są dostosowywane do oczekiwań rynku. I każda z tych możliwości rządzi się własnymi prawami, zasadami i procedurami, które trzeba dokładnie poznać przed wystąpieniem z aplikacją. Mamy doskonały pomysł, ale nie mamy kapitału na jego realizację. Musimy się zwrócić nie tylko do odpowiedniej instytucji finansującej, ale również pokazać, że potrafimy ten projekt zrealizować.Wieloletnie doświadczenie zawodowe pozwala mi swobodnie poruszać się w tej tematyce. Jeżeli jesteście Państwo zainteresowani poszerzeniem swojej wiedzy w tym zakresie, wymianą doświadczeń lub doradztwem, zapraszam na Forum biznesu (www.forumbiznesu4u.pl) i na Giełdę Ofert Inwestycyjnych (www.gielda4u.pl) , która jest specjalistycznym serwisem poświęconym tematyce inwestycji i alternatywnych form pozyskiwania kapitału.

Pozdrawiam wszystkich.

Fundusze inwestycyjne lokujące na rynkach azjatyckich.

Azja – to ostatnio najmodniejszy kierunek inwestycji dla funduszy inwestycyjnych.
Skąd taki pęd do inwestowania na rynkach azjatyckich? Czy fundusze inwestycyjne lokujące na tamtejszym rynku rzeczywiście są tak atrakcyjne? Na jakie ryzyko musimy być przygotowani? Kiedy i dla kogo ta forma inwestycji może być atrakcyjna? Na te i inne pytania postaram się odpowiedzieć poniżej.

Zerkając na wyniki jakie osiągnęły w ubiegłym roku fundusze inwestycyjne inwestujące na rynkach zagranicznych łatwo zauważyć, że klienci wielu z nich nie mieli powodów do radości.
Wszystko za sprawą różnic kursowych. Zwłaszcza fundusze denominowane w USD nie były trafioną inwestycją. W 2006 r. kurs USD osłabił się wobec PLN o ok. 13%. Jeśli dodamy do tego wysokie opłaty manipulacyjne sięgające 4%, większość funduszy akcyjnych jeśli nawet osiągnęły niezłe zyski - ok. 20% to ostatecznym rozrachunku nie dały wiele zarobić.

Jeśli zainteresujemy się rynkami azjatyckimi mamy dwie możliwości. możemy skorzystać z oferty krajowych TFI, które posiadają fundusze inwestujące na zagranicznych rynkach lub kupić jednostki światowych gigantów takich jak Franklin Templeton czy Merrill Lynch. Oferują one o wiele większy wybór funduszy, a ich jednostki uczestnictwa można nabyć w bankach i firmach doradztwa finansowego.

Moda na Azję
W ostatnim czasie nastała prawdziwa moda na azjatyckie fundusze. Tylko ile w tym zabiegów marketingowych, a ile prawdziwych korzyści? O tym przekonają się inwestorzy, którzy zdecydują się zainwestować w fundusze inwestycyjne lokujące w Azji.
Wydaje się, że główną zachętą do inwestowania na tamtejszych rynkach jest bardzo szybki wzrost gospodarczy Chin. 10-11% PKB jakie osiąga rokrocznie chińska gospodarka musi robić wrażenie.

O czym warto wiedzieć decydując się na inwestycję na rynkach azjatyckich:

Wyższe prowizje
W odróżnieniu od wielu krajowych funduszy, których jednostki uczestnictwa można kupić przez internet bez płacenia opłat manipulacyjnych w przypadku funduszy globalnych typu Franklin Templeton prowizje sięgają nawet 5%.

Ryzyko walutowe
Wybierając inwestycję w fundusze denominowane w walutach nie możemy zapominać o ryzyku walutowym. Obecnie wiele sprzyja krajowej walucie, co oznacza jej umacnianie, a tym samym spadek zysku po przeliczeniu walut na złotówki. Posługując się danymi o kursie USD/PLN z 2006 roku wyraźnie widać, iż dolar stracił wobec złotówki 13%. Jeśli dodamy do tego ok. 4-5% prowizji od zakupu jednostek i tyle samo za ich umorzenie, okaże się że aby wyjść na swoje trzeba było zarobić
w funduszu ok. 22% rocznie. A to już nie takie proste. Dużo wyższe zyski przyniosły w 2006 r. fundusze akcyjne inwestujące w akcje na rynku europejskim. Najlepszy dał zarobić 37% w euro.
Jaką mamy szansę, że zainwestujemy w tak dochodowy fundusz? Nikłe. Tymczasem akcyjne fundusze krajowe przyniosły 50-60% aż po rekordowy DWS TOP 25, który dał zarobić ponad 80%.

Wyższe limity inwestycyjne
Franklin Templeton i Merrill Lynch to światowi giganci na rynku funduszy inwestycyjnych.
Stawiają jednak najwyższe wymagania co do minimalnych kwot inwestycji. I tak w FT minimalna wpłata to 2500 euro, a w ML 5000 euro.

Mniejszych kwot inwestycji oczekują Raiffeisen i Fortis. W pierwszym minimum to 1000 euro, w drugim 1000 dolarów lub 1000 euro. Najmniejsze wymogi stawiają Legg Mason i Robeco, który pozwala inwestować na rynkach wschodzących już za 500 zł.

Spośród krajowych TFI, fundusze umożliwiające inwestycje na rynku azjatyckim oferują:
Pioneer, który wymaga 1000 zł minimalnej wpłaty, Pekao/Credit Suisse również 1000 zł, oraz AIG Parasolowy, który jednak ceni się wyżej wymagając 5000 zł.

Dywersyfikacja
Określenie to pojawia zawsze przy okazji dzielenia ryzyka inwestycyjnego. Nie inaczej jest w przypadku lokowania kapitału na rynkach azjatyckich. Biorąc pod uwagę czynniki ryzyka, jak choćby zmiany wartości walut, inwestycje w fundusze na rynkach azjatyckich nie powinny stanowić więcej jak 20-30% wartości naszego portfela. Obserwując inwestycje na krajowym rynku funduszy inwestycyjnych, które w ostatnich latach przyniosły znacznie wyższe zyski niż azjatyckie, te ostatnie należy raczej traktować jako uzupełnienie form inwestowania.

Rynek azjatycki poza ogromnym wzrostem gospodarczym rodzi również zagrożenia.
Tak dynamiczny rozwój wcześniej czy później może ulec zahamowaniu, o ile nie załamaniu.
Wiadomo, jakie miałoby to skutki dla giełd tamtego regionu. Trudno przewidzieć reakcję światowych gigantów wśród funduszy inwestycyjnych. Gwałtowna wyprzedaż akcji na giełdzie chińskiej odbiłaby się czkawką na pozostałych giełdach, a inwestujące na niej fundusze inwestycyjne liczyłyby swoje straty.

Nie od dziś wiadomo, że chiński boom gospodarczy budzi zarówno zachwyt jak i niepokój.
Podejmowane są nawet delikatne kroki, aby zmniejszyć tempo wzrostu PKB, ale póki co niewiele one dają.

Polski rynek giełdowy, choć marginalny ze względu na swoją wielkość, ma swoje zalety. Łatwo go śledzić. Jest niejako obok. Wiadomo ogólnie co wpływa na koniunkturę na GPW. Dobre dane gospodarcze, wysokie zyski spółek giełdowych, napływ aktywów do TFI i OFE. Jednym słowem łatwiej kontrolować swoje inwestycje. Zakup czy sprzedaż jednostek krajowych funduszy inwestycyjnych nie stanowi większego problemu.

Podsumowując, nie dajmy się zwariować i nie ulegajmy samej modzie na inwestowanie w Azji.
Reklama czy doradcy finansowi mają na celu przyciągnąć klienta, ale nie zagwarantują nam zysków.

niedziela, 28 października 2007

Inwestycje alternatywne - złoto i monety kolekcjonerskie

Coraz większym powodzeniem cieszą się inwestycje alternatywne takie jak inwestowanie w monety kolekcjonerskie czy właśnie złoto. Dzieje się tak nie bez powodu. Inwestycje takie często dają znacznie większe zyski niż tradycyjne inwestowanie, a dodatkowo bardzo dobrze dywersyfikują portfel inwestycyjny, co doskonale sprawdza się w czasie kryzysów.



Jak wiadomo, złoto jako waluta od zawsze pełniło znaczącą rolę w handlu i gospodarce, od zawsze jest ogólnie akceptowanym środkiem wymiany i wartości. Złote aktywa to poprostu wygodny i bezpieczny środek lokacji kapitału. Lokata kapitału w złoto uznawana jest za najbezpieczniejszą na świecie. Historia uczy, że w czasach kryzysów, destabilizacji, wojen czy aktów terroryzmu, kiedy notowane są spadki na giełdach, złoto nie traci na wartości, a wręcz zyskuje. Złoto wybierane jest również chętnie w momentach kiedy pieniądze tracą na wartości np. w skutek wysokiej inflacji.



Dzisiejszy rynek pozwala nam wybrać formę inwestowania w złoto.



Inwestorzy mogą lokować kapitał bezpośrednio poprzez zakup sztabek złota, złotych monet kolekcjonerskich czy złotej biżuterii.



Istnieje także możliwość pośredniego zarabiania na rynku złota. Są to m.in. fundusze inwestujące w akcje kopalń złota, fundusze złota, certyfikaty na złoto czy popularne konta złota.



Metody bezpośrednie opisane zostały przy okazji omawiania kolekcjonowania monet jako inwestycji, teraz opiszemy inny popularny sposób zarabiania na złocie w sposób pośredni - konta złota.

Konta złota to nic innego jak rachunek na którym rejestrowany jest stan posiadania złota w instytucji upoważnionej do obrotu na rynku złota np. banku (zasada działania bardzo podobna do rachunków papierów wartościowych). Dzięki rozwojowi internetu spopularyzowana została e-waluta - wirtualne pieniądze odzwierciedlające stan posiadanego kapitału ulokowanego np. w metalach szlachetnych - złocie. Bardzo popularne stały się systemy pozwalające na używanie zlota jako pieniędzy, dzięki czemu mamy możliwość płatności za towary i usługi. Najbardziej popularne "złote pieniądze" to e-gold, e-bulion, 1mdc, Pecunix. (e-gold opisany został w dziale systemy płatności).



Złoto zawsze było i pozostanie uniwersalnym i bezpiecznym środkiem płatniczym. Jest to także alternatywny i jakże "niezwykły" sposób inwestowania kapitału.



Numizmatyka staje się coraz popularnijeszym sposobem lokowania i inwestowania pieniędzy. Dzieje się tak za sprawą szybko rosnących cen monet kolekcjonerskich oraz dużego na nie popytu, co daje nam pewność, że bez problemowo będziemy mogli wycofać swoje środki z tej formy inwestowania. Numizmatyka często traktowana jest także jako alternatywna inwestycja zapewniająca dywersyfikację pozostałych inwestycji.



Nie bez powodu zainteresowanie tą formą inwestycji stale wzrasta - przemawia za tym wiele powodów. Najważniejszy to już wcześniej wspomniane bezpieczeństwo inwestycji - duża płynność monet. Ważnym jest także mały kapitał potrzebny aby rozpocząć inwestycję - już niedużą kwotę możemy ulokować w monetach. Najważniejszy powód jest oczywisty - zyski z inwestycji, a te są nie małe w przypadku numizmatyki.



Najlepiej ten sposób inwestycji prześledzić na przykładach.



Niebywałą karierę zrobiła moneta ze stopu Nordic Gold o nominale 2 zł przedstawiająca jerza, wyemitowana w 1996r. nakładzie 300.000 sztuk. W momencie emisji warta była 2zł (wartość nominału), a dziś jej cena przekracza 180zł, czyli aż 9000 % zysku z zainwestowanej sumy.



Innym przykładem dobrej inwestycji jest srebrna moneta kolekcjonerska "Szlak bursztynowy" z 2001r. wyemitowany w 57 tys. egzemplarzy. Jest to przepiękna moneta ze srebra oksydowanego próby 900/1000, a dodatkowego uroku dodaje jej duży bursztyn. Wartość monety w 2001r. wynosiła 57zł (cena emisyjna), w ubiegłym roku sprzedawana była po 860zł, natomiast obecnie (2007r.)sprzedawana jest w cenie ponad 1700zł. Widać więc, że wartość monety w ciągu 6 lat wzrosła o 3000%. Od ubiegłego roku wartość wzrosła dwukrotnie.



Podobnych przykładów jest znacznie więcej, co doskonale obrazuje jak trafna może okazać się inwestycja w monety kolekcjonerskie.






--




Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Inwestycje mieszkaniowe – jak kształtuje się rynek w Polsce?

Rynek mieszkaniowy w Polsce, jak i inne gałęzie gospodarki rozwija się niezwykle dynamicznie. Spowodowane jest to szeregiem różnych czynników dynamicznie kształtujących koniunkturę. Obecnie najszybciej rozwijają się Warszawa i Kraków oraz Wrocław.



Rosnąca ilość inwestycji, wg ekspertów dopiero osiągnie punkt kulminacyjny pod koniec roku 2007, przed wprowadzaną 1 stycznia 2008 roku podwyżka podatku VAT na mieszkania do 22 procent. Postaram się pokrótce przedstawić rynek dwóch z ww. miast.



Warszawa:

Rok 2005, czyli początek zwiększonego popytu mieszkaniowego, oznaczał w Warszawie budowę 10,3 tys. Mieszkań, głównie na lewym brzegu Wisły. W grę wchodzą głównie takie dzielnice jak Mokotów, Ursynów, Bemowo. Odnotowano ogromny wzrost ilości inwestycji – względem 2004 roku aż o 23%. Zmiana rynku podyktowała także zmiany w jakości i rodzaju oferowanych usług. Developerzy decydowali się częściej na średnie i duże projekty mieszkaniowe, z czego 90% oddawana była w stanie niewykończonym – bez podłóg, białego montażu, drzwi wewnętrznych. Naturalnie wybudowane mieszkania sprzedawały się w 2005r. w 100%.

Wzrost zainteresowania inwestycjami był spowodowany większej uwadze jaką obdarzyli nasz rynek inwestorzy zagraniczni po wejściu Polski do UE. Braki w planach zagospodarowania przestrzennego spowodowały wzrost cen o 10 do 30 procent.



Kraków:

Jest to drugi, po Warszawie, najdynamiczniej rozwijający się rynek mieszkaniowy w Polsce. Szczególnym zainteresowaniem developerów cieszy się zachodnia część Krakowa (Dębniki oraz Łagiewniki) oraz Prądnik Biały i Bronowice. Dominują mali, lokalni inwestorzy, wypierając w statystykach spółdzielnie mieszkaniowe. Coraz więcej jest także inwestycji zagranicznych – skupowane są grunty lub gotowe mieszkania. Charakter zabudowy również ulega zmianie – w związku z brakiem zagospodarowania przestrzennego developerzy w celu maksymalizacji zysków decydują się na duże projekty, duże osiedla wypierają te kameralne. Jest to bezpośrednio spowodowane długim okresem oczekiwania na wszelkiego rodzaju pozwolenia. Podobnie jak w Stolicy, większość mieszkań jest sprzedawana jeszcze w trakcie budowy, co spowodowane jest wyprzedzeniem podaży przez popyt. Rynek mieszkaniowy galopuje.






--

Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Jak na organizacji EURO 2012 mogą skorzystać inwestorzy i biznesmeni?

Analiza możliwości inwestycyjnych, po powierzeniu organizacji Mistrzostw Europy w piłce nożnej EURO 2012 Polsce i Ukrainie, ciągle dominuje wiadomości sportowe i gospodarcze. Będzie tak zapewne przez najbliższe lata.



Dla wielu kibiców tej dyscypliny sportu będzie to fantastyczna możliwość uczestniczenia w samym centrum wydarzeń i przeżywania sportowych emocji nie tylko przed telewizorem, ale na piłkarskich trybunach nowych stadionów, które maja powstać na potrzeby rozgrywek.



Czy tylko dla kibiców to fenomenalna wiadomość?



Tuż po ogłoszeniu wyników, a jeszcze przed niekończącym się potokiem analiz i prognoz gospodarczych na przyszłe lata, ciekawa byłam, jak informację tą przyjęły osoby nie zaangażowane tak emocjonalnie w piłkarskie rozgrywki. Gdzie najtrudniej spotkać kibiców? Oczywiście u fryzjera. Damskiego. Choć i tu panowała euforia, podsycana wiadomościami płynącymi z audycji wszystkich stacji radiowych, odpowiedzi były jednogłośne – nareszcie wybudują drogi! W końcu dzięki funduszom celowym będziemy mieć autostrady! Może wreszcie dzięki kontrolowanym wydatkom, pieniądze nie pójdą w błoto, ale na konkretne cele. Budowa i modernizacja dróg, kolei, tras szybkiego ruchu, ośrodki sportowe, nowe ośrodki wypoczynkowe i hotele.



Właśnie na ogromnych możliwościach, jakie stoją przed polską gospodarką, szansami dla biznesu i możliwościami, jakie daje skierowanie inicjatyw w dobra stronę, chciałabym na chwilę skupić uwagę. W piśmie CashFlow&You już można przeczytać pierwsze pomysły na ciekawe inwestycje. Bo po pierwszej fali uzasadnionego entuzjazmu powinny przyjść chwile refleksji i realna ocena potencjału, szans i możliwości.



Co da nam Unia?



Już dzisiaj wiadomo, że nie będzie celowych funduszy Unijnych na budowę dróg i stadionów, o których pogłoski rozeszły się równolegle z pierwszą falą entuzjazmu, tuż po ogłoszeniu wyników. Środki trzeba wygospodarować we własnym zakresie. Ogromne środki. Zaczynają się spekulacje, jak w naszym dziurawym budżecie znaleźć tak gigantyczne sumy, szacowane na kilkadziesiąt miliardów złotych.



Wielką nadzieją są rezerwy funduszy unijnych, które choć w niewielkim zakresie pokryłyby najpilniejsze potrzeby. Ale i na to musi być zgoda Unii Europejskiej. Skąd wziąć pozostałe środki, to drażliwy temat, szeptem wypowiadane słowo:



Przesunięcia...



Cóż to oznacza? Tak naprawdę, że aby starczyło na budowę i modernizacje dróg, stadionów, kolei i pozostałej infrastruktury, niezbędnej do zabezpieczenia realizacji imprez, zabraknie być może na coś innego. Pytanie, na które nikt nie chce jeszcze odpowiedzieć: komu zabrać, na czym oszczędzić, jak bardzo trzeba będzie zacisnąć pasa?



Czy napływ turystów i prywatnych inwestycji będzie wystarczający, aby te wszystkie wyrzeczenia uznać za opłacalne? Czy damy radę, czy wytrzymamy te lata wyrzeczeń? Bo wyrzeczenia będą konieczne. Czy zdajemy sobie sprawę, co wyrwanie takich ogromnych kwot oznacza dla naszego słabiutkiego budżetu państwowego?



Kto skorzysta na Mistrzostwach?



O ile nad przygotowaniem infrastruktury sportowej i usprawnieniem komunikacji łamią sobie głowy najtęższe umysły państwa, budowa hoteli, gastronomii i zaplecza turystycznego to w całości temat dla inwestorów prywatnych. Pismo CashFlow&You już otworzyło bank pomysłów i ciekawych inicjatyw.



Na pewno jest to wielka szansa na osiągnięcie ponadprzeciętnych zysków dla inwestorów, którzy w dobrym kierunku skierują wysiłki i właściwie ulokują środki. Na samych mistrzostwach z pewnością skorzystają wielcy inwestorzy, tworzący zaplecze dla całej imprezy. Skorzystają wykonawcy, dostawcy, producenci całej gamy materiałów i usług pod bezpośrednie tworzenie zaplecza technicznego i obsługi mistrzostw.



A jak mogą skorzystać mniejsi inwestorzy i biznesmeni? Potrzebny jest dobry pomysł. I szybkość działania. Już dziś rozpoczęły się rezerwacje miejsc hotelowych. Kogo uda nam się wyprzedzić? Kto pozostanie w tyle? Zapal zielone światło dla kreatywnych projektów!








--

Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Jak odnieść sukces w HYIP ?

Programy HYIP są programami inwestycyjnymi o wysokiej

stopie zwrotu. Porównując z lokatami bankowymi można

powiedzieć nawet, że o ogromnej! Istniały one od wielu

lat i dzięki nim rodziły się wielkie fortuny jeszcze

długo przed powstaniem internetu.Jednak dopiero sieć

udostępniła możliwości inwestowania w wysokodochodowe

projekty przeciętnym ludziom. Teraz każdy za pomocą

internetu może zarabiać na rynku forex, światowych

giełdach papierów wartościowych, obligacji i

nieruchomości i to zaczynając z kwotą rzędu kilkuset

dolarów!



Na pewno brzmi to świetnie ale jak to zwykle bywa tam

gdzie są pieniądze znajdą się również oszuści a że

pieniądze w HYIP są ogromne więc oszustów cała masa.

Nie będzie kłamstwem jeśli napisze tutaj, że nawet 90%

programów jest zakładana tylko po to aby ukraść twoje

pieniądze. Dla początkujących inwestorów nie zdających

sobie sprawy czym charakteryzuje się prawdziwy hyip

może być to bariera nie do przejścia. Ja sam zanim

zacząłem wychodzić na plus w programach tego typu

straciłem setki dolarów. Teraz już się tym nie

przejmuje. Wiem, że musiało tak być abym nabrał

doświadczenia ;)



W Polsce wiedza o HYIP jest praktycznie znikoma, jeśli

już ktoś coś o tym słyszał lub nawet próbował

inwestować szybko się zrażał gdyż tracił swoje

pieniądze. Wszystko to za sprawą błędnego przekonania,

że programy HYIP płacą 100% tygodniowo, 500% dziennie i tego typu bzdury. Lub przystępował do programu o którym dowiedział się z spamu lub przeczytał na jakimś forum. Później raz już oszukany człowiek nie da się naciągnąć i wszędzie opowiada, że w HYIP nie da się zarobić. A prawda jest taka, że można zarabiać w HYIP jeśli tylko podejdzie się do tego wystarczająco poważnie!

Najważniejszy jest w tym wszystkim dobry wybój programu.



Nie będę tutaj pisał o analizie gdyż zajęło by to

bardzo wiele ale możecie przeczytać o tym w tym ebooku:

HYIP najszybsza droga do bogactwa



A teraz wracając do tematu Żeby odnieść sukces w HYIP

przede wszystkim potrzebujesz wiedzy i doświadczenia.

Najpierw zainwestuj w wiedzę! co Ci szkodzi wydać kilka złotych na publikacje, które pomogą Ci zaoszczędzić kilkaset złotych. Jeśli będziesz wystarczająco zdeterminowany żeby nie zrażać się porażkami tylko uczyć na błędach na pewno uda Ci się osiągnąć sukces!






--

Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Investment In Poland, czyli rewitalizacja a inwestorzy zagraniczni

Wszystkim Polakom marzą się miasta, w których brak zdewastowanych pozostałości po komunistycznych, czy przedwojennych fabrykach, rozpadających się slumsów na obrzeżach miast, w których szerzy się przestępczość i patologia. Cztery lata po wejściu Polski do UE, turyści odwiedzający nasz kraj wciąż są skazani na podobne widoki.



Inwestorzy z zagranicy coraz częściej pojawiają się na polskim rynku nieruchomości. Nieustanny popyt na mieszkania oraz zróżnicowanie ich cen w różnych częściach kraju przyciągają zagranicznych przedsiębiorców. Różnice w cenach za metr kwadratowy sięgają nawet 5 tys. złotych. Mimo, iż nowi członkowie UE, jak Rumunia, czy Bułgaria, stanowią łakomy kąsek dla inwestujących Brytyjczyków czy Niemców, Polska wciąż jest atrakcyjna – szczególnie dla wielkich korporacji.



Wiele firm deweloperskich otwiera zagraniczne siedziby, aby przyciągnąć klientów. Tak stało się w przypadku JW Construction, która posiada siedzibę w Londynie. Podobne działania ma na celu polsko-brytyjska spółka Investpolska, która zajmuje się szeroko pojętym pośrednictwem i współpracą zarówno z firmami operującymi w Wlk. Brytanii, jak i w Polsce, przy czym skupia się na rynku nieruchomości w Krakowie i okolicach. Wielokrotnie obcokrajowcy zmagać muszą się z polskim prawodawstwem, w czym firmy jak Investpolska są pomocne.



Firmy consultingowe znające polski rynek pełnią jeszcze jedną ważną rolę. Otóż specyfika budownictwa, w które można w Polsce inwestować, to rzecz jasna nie tylko nowo powstające budynki, lecz także już istniejące. I tutaj pojawia się temat znany i elektryzujący branżę nieruchomości, mianowicie rewitalizacja, czyli najogólniej – działania mające na celu ożywienie zdegradowanych obszarów miasta. Działania rewitalizacyjne prowadzą już takie miasta jak Poznań, Kraków, Gdańsk. Szczególny pod tym względem potencjał kryje się w Łodzi, pełnej pofabrycznych, pustych przestrzeni. Pierwszą, ogromną inwestycją, była słynna rewitalizacja terenów dawnej fabryki Izraela Poznańskiego, zmienionej w centrum rozrywki. Jednak rewitalizacja to nie tylko zabudowa komercyjna. Drugą wielką inwestycją w Łodzi jest odnowa budynków fabrycznych Karola Scheiblera, gdzie obecnie powstają komfortowe mieszkania, tzw. lofty. Oba kompleksy stanowiły swego czasu „miasta w mieście” – zrewitalizowanie ich zmienia w dużej mierze wizerunek Łodzi.



Opal Property Developments, australijska firma, która rewitalizuje Łódź, podpisała już kontrakt na podobną inwestycję w Poznaniu – Modena Park. Oczywiście natrafia na wiele przeszkód – na przykład luksusowe lofty w projekcie U Scheiblera 2, wybudowane zostaną przez budowniczych z Rumunii, gdyż zabrakło polskich specjalistów.



Rewitalizacja powinna stanowić priorytet w działaniach władz wielu miast Polski. Dzięki niej nie stracą one wschodnioeuropejskiej specyfiki. Jednocześnie zaś staną się atrakcyjną alternatywą dla podróżujących Europejczyków, którzy znudzeni komercyjnym charakterem miast Zachodu, coraz częściej zapuszczają się do naszego kraju. Ważne jest więc, aby inwestorów dysponujących ogromnymi środkami, jak francuska spółka APSYS (Manufaktura), czy australijski Opal, zachęcać do lokowania środków w naszym kraju. Rola firm pośredniczących w tym procesie jak Investpolska, jest nie do przecenienia.






--

Artykuł pochodzi z serwisu rel=nofollow href="http://artelis.pl/art-2053,3,32,Finanse,Investment_In_Poland__czyli_rewitalizacja_a_inwestorzy_zagraniczni.html">www.Artelis.pl

Preferencyjny kredyt studencki, czyli pieniądze za darmo!

Ciągle niewielu studentów wie jak korzystny może być preferencyjny kredyt studencki. Co miesiąc, przez 10 miesięcy w roku, przez cały okres studiów możesz otrzymywać transze kredytowe. W tej chwili wynoszą one 600zł, mogą być pomniejszone o kilka złoty ze względu na prowizje bankowe. Spłatę kredytu rozpoczynasz 2 lata po zakończeniu studiów i wtedy też zaczynają być liczone odsetki, które i tak są nieporównywalnie niższe niż w przypadku innych kredytów. Spłacasz kredyt co miesiąc w ratach, których liczba jest dwu-krotnością liczby transz (otrzymując 600zł przez 50 miesięcy, spłacasz trochę ponad 300zł przez 100 miesięcy). Kredyt jest na tyle preferencyjny, że warto się nim zainteresować nawet jeśli nie potrzebujesz pieniędzy na studia, a może przede wszystkim wtedy…



Kto może otrzymać kredyt?



Ubiegać się o kredyt może każdy. Niezależnie czy studiujesz dziennie czy zaocznie. Nie każdy jednak go otrzyma - liczy się dochód na jedną osobę, odległość od uczelni i wiele innych. Po tym jak kredyt zostanie przyznany musisz znaleźć żyrantów - jeden, dwóch w zależności od banku. W przypadku niskich dochodów w rodzinie, drugim poręczycielem może być Bank Gospodarstwa Krajowego, a w przypadku rolników Agencja Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa. Wnioski o udzielenie kredytu można składać w bankach do końca października danego roku.



Inwestować czy wydawać, czyli jak wykorzystać kredyt?



Jeśli nie wydajemy tych pieniędzy na studia, utrzymanie itp., to warto jest je zainwestować. Niektórzy inwestują w swoją wiedzę, kursy językowe, szkolenia, seminaria - jestem pewny, że taka inwestycja w większości przypadków zwróci się w przyszłości. Są również zwolennicy oszczędzania poprzez inwestowanie w różne instrumenty finansowe i to podejście chciałbym przedstawić dokładniej.



Czym są fundusze inwestycyjne?



Średnia stopa zwrotu z funduszy inwestycyjnych z ostatnich kilkunastu lat wynosi 12% rocznie. Fundusze inwestycyjne są instrumentami inwestującymi w obligacje, akcje i inne instrumenty finansowe. Ich stopa zwrotu jest zależna od koniunktury. Są fundusze bardziej ryzykowne, ale przynoszące też większe profity i te mniej, które przynoszą mniejsze pieniądze. Logiczne jest również, że fundusze obarczone większym ryzykiem powinny być traktowane w perspektywie długoterminowej - przynajmniej kilkuletni okres inwestowania. 12% rocznie to średnia. Przy obecnej koniunkturze nie trudno wyciągnąć 30%, a nawet 50% rocznie, inwestując w fundusze akcji. Jednak taka tendencja wzrostowa kiedyś się skończy i należy mieć to na uwadze. Najważniejsze w funduszach akcji jest, to że nie musimy obserwować rynku. Wszystkie decyzje podejmą za nas eksperci zarządzający danym funduszem. Wystarczy wybrać odpowiedni dla siebie fundusz, albo 2-3 fundusze w celu osiągnięcia pewnej dywersyfikacji ryzyka i wpłacać na nie pieniądze. Więcej o funduszach można znaleźć w Internecie, w wyszukiwarkach, jak również na portalach finansowych typu Money czy Bankier.



Jak na tym wyjdziemy?



Załóżmy, że pożyczamy pieniądze w pierwszym roku studiów i wszystko inwestujemy w fundusze inwestycyjne. Załóżmy również średnią stopę zwrotu na poziomie 12% rocznie. W sumie pożyczamy od banku 30 tyś. zł. Przeprowadzona symulacja, zgodna z zasadami wypłacania kredytu pokazuje, że po zakończeniu studiów wartość naszych funduszy wynosi 41 tyś zł. Dwa lata po studiach natomiast już 52tyś zł. Teraz możemy zacząć spłacać kredyt zgodnie z umową banku. Po ośmiu latach spłat (100 rat) zostaje nam na czysto około 90 tyś zł. Jest to wariant jak najbardziej realny. Co prawda od chwili zaczerpnięcia kredytu do jego całkowitej spłaty mija 15 lat i w tym czasie nie wolno nam korzystać z tych pieniędzy, ale z kolei są to pieniądze praktycznie za nic! Zwróć też uwagę na to, że bezpośrednio po zakończeniu studiów możesz spłacić całość kredytu, a i tak w kieszeni zostanie Ci około 11 tyś zł - całkiem dobry początek na własny start. Rozważmy teraz wariant dla studentów, którzy zorientowali się trochę późno i wzięli kredyt na trzecim roku studiów. Poza tym jednym założenia są identyczne. Pożyczamy 18 tyś zł. Po zakończeniu studiów wartość naszych aktywów wynosi 21,5 tyś zł - na czysto 3,5 tyś zł. Dwa lata po studiach jest już 27,5 tyś zł. Po pięciu kolejnych latach (spłata 60 rat) zamykamy interes zarabiając na czysto około 25 tyś zł. Czas inwestycji od wejścia do wyjścia wynosi 10 lat. Tak duże różnice wynikają między innymi z działania mechanizmu procenta składowego. Zwróć również uwagę, że nie warto spłacać wszystkiego od razu, najlepiej wykorzystać warunki umowy i spłacać kredyt w ratach - wtedy pożyczone pieniądze ciągle dla nas pracują. Symulacja nie uwzględnia wahań koniunktury oraz zmienności oprocentowania, jest przybliżona, ale też nie odbiega od realizmu.



Na zakończenie.



Jeśli nie musisz opłacać studiów czy życia za jego pomocą warto jest zainwestować te pieniądze. Myślę, że nie jest istotne jak zainwestujesz swój kredyt, w swoją wiedzę i umiejętności czy w instrumenty finansowe. Ważne jest żeby za jego pomocą kupować przyszłe zyski i nie wydawać go na pasywa czyli rzeczy, które jedynie wyciągają nam pieniądze z kieszeni i nic do kieszeni nie wkładają. Ciągle powtarzam - inwestuj w aktywa! Więcej informacji na temat kredytu studenckiego oraz niezależności finansowej (czyli sposobie myślenia jaki tu przedstawiłem) możesz znaleźć na stronie http://kredytstudencki.com.pl/






--

Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Jak pozyskać kapitał na rozkręcenie biznesu? Znajdź Anioła!

Gdzie po kapitał?



Mamy już gotowy biznes plan, zebrany odpowiedni zespół ludzi i wystarczająco dużo wiary i siły, aby otworzyć własną firmę i zacząć realizować projekt ale niestety brakuje nam odpowiednich środków… I co można zrobić w takim wypadku?



W zależności od kwoty na początku możemy próbować pożyczyć pieniądze od rodziny i znajomych lub zaciągnąć kredyt w banku; jednak banki niechętnie pożyczają pieniądze szczególnie nowym firmom, a rodzina i znajomi też nie zawsze chcą lub mogą pomóc, gdyż ryzyko porażki i straty oszczędności może być duże.



Niestety nie ma inwestycji bez ryzyka. Istnieje jednak specyficzna grupa ludzi, która wypełnia lukę w systemach finansowania nowych przedsięwzięć.



Szukając Aniołów…



Szacuje się, że na całym świecie jest ich kilkaset tysięcy… W USA 400 tysięcy, w Wielkiej Brytanii około 18 tysięcy, a w Polsce eksperci zakładają, że jest 10 tysięcy osób, które mogą nimi zostać.



O kim mowa?



O ludziach, którzy są pozytywnie nastawieni do życia, którzy mogą i chcą się podzielić kawałkiem swojego sukcesu, aby stać się fundamentem kolejnego… mowa o Aniołach Biznesu.



Kim są Aniołowie Biznesu?



Aniołowie Biznesu to przeważnie osoby prywatne inwestujące w przedsięwzięcia gospodarcze. To m.in. biznesmeni, gracze giełdowi, prawnicy, architekci oraz managerowie różnego stopnia szukający możliwości zainwestowania swoich pieniędzy najczęściej w nowe pokolenie przedsiębiorców.



Lokują swoje nadwyżki finansowe w dobrze zapowiadające się firmy, które dzięki zasileniu kapitałem mogą rozwinąć skrzydła. To także firmy wspomagające inne firmy według starej zasady „to co ofiarujesz trzykrotnie wróci do Ciebie”.



Zjawisko inwestowania osób prywatnych w powstające przedsiębiorstwa istnieje od dawna. Niektórzy mówią wręcz, że z polskimi Aniołami Biznesu mamy do czynienia już od początków lat 90. W Polsce termin Anioł Biznesu zyskuje coraz większą popularność, mimo to jest nadal mało znany.



Na arenie globalnej instytucja Aniołów Biznesu jest znana i doceniana. USA jest rajem dla przedsiębiorczych osób; w Europie Wielka Brytania jest szczególnym miejscem jednoczących kilkanaście tysięcy Aniołów, którzy rocznie inwestują około 500 milionów funtów w ponad 3000 firm.



Inwestycje dokonywane przez Aniołów Biznesu, (którzy często chcą zachować anonimowość) są okryte tajemnicą. Istnieją oczywiście projekty udanych inwestycji AB podane do wiadomości publicznej. Najwięcej inwestycji charakterystycznych dla AB pochodzi z USA, które jak wspomniałem są prawdziwym rajem dla przedsiębiorców.



Z pomocy Aniołów skorzystał już ponad 100 lat temu już Henry Ford, dzięki AB skrzydła rozwinęła firma Jaffa Bezos’a (Amazon.com) w którą Thomas Albert zainwestował 100 tys. dolarów i otrzymał zwrot w wysokości około 26 milionów dolarów, czy ogromny zwrot z inwestycji dokonanej przez anonimowego Anioła Biznesu, który inwestując w Apple Computer 91 tys. dolarów osiągnął zwrot na poziome około 154 milionów USD. W Polsce AB był m.in. Grzegorz Pindur inwestujący w Ozon Media, czy Ryszard Krauze inwestujący w rozwój Bioltonu.



Gdzie ich szukać i czy warto?



Aktualnie w Polsce jest kilkuset Aniołów gotowych zainwestować od 50 do 500 tys. zł w nowe firmy oraz kilkunastu, którzy w jeden projekt gotowi są zainwestować nawet 2 miliony złotych.



Na własną rękę bardzo trudno dotrzeć bezpośrednio do Anioła Biznesu; to osoby prywatne, które często nawet nie chcą się ujawnić. Istnieje jednak kilka możliwości, aby takie „anielskie wsparcie” uzyskać.



Aniołów Biznesu gromadzą wokół siebie stowarzyszenia AB jak Lewiatan Business Angels (www.lba.pl ) czy PolBAN (www.polban.pl ); ich szukaniem zajmuje się również wrocławski MCI Managment (www.mci.pl ).



Aniołów możemy również szukać w serwisach internetowych pośredniczących w prezentacji ogłoszeń inwestycyjnych (np. www.szukam-inwestora.com ) lub w lokalnych Klubach Biznesu.



Więc jeżeli nie najłatwiej jest znaleźć Anioła czy warto próbować? Jak najbardziej TAK!



Jeżeli w dany projekt inwestował AB takiemu projektowi jest łatwiej znaleźć kolejnych inwestorów, Anioł Biznesu zawsze podnosi wiarygodność danego przedsięwzięcia.



Aniołowie Biznesu są inwestorami nieformalnymi, oprócz własnego kapitału wnoszą do firmy wiedzę biznesową oraz udostępniają własne kontakty biznesowe co jest ogromnym atutem, co może bardzo korzystnie wpłynąć na rozwój firmy i przełożyć się bezpośrednio na sukces rynkowy.



Jeżeli masz pomysł na biznes, a nie wiesz skąd pozyskać kapitał na jego realizację polecam Aniołów Biznesu.



Mstar, M&J Dreams






--
Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Co to jest SWIFT i IBAN?

SWIFT (ang. Society for Worldwide Interbank Financial Telecommunication) - jest systemem wymiany informacji pomiędzy bankami z różnych krajów. W Polsce przyjęło się, że nazywamy go również kodem SWIFT. Może być to nieco mylące, ponieważ za granicą kod ten określa się mianem kodu BIC. Zatem mówiąc o kodach BIC i SWIFT mówimy o tym samym.

SWIFT identyfikuje bank i ma zastosowanie przy przelewach międzynarodowych (np. gdy wypłacasz pieniądze od zagranicznego bukmachera, chcesz przelać pieniądze zarobione podczas pobytu za granicą itd.). Kod SWIFT zawiera 8 znaków i jest unikalny dla każdego banku w Polsce. Czasem można spotkać kod złożony z 11 znaków, wtedy 3 dodatkowe znaki identyfikują np. oddział banku.

Kody SWIFT wybranych polskich banków:
mBank: BREXPLPWMUL
Inteligo: BPKOPLPW
BPH: BPHKPLPK
Lukas Bank: LUBWPLPR
Citibank Handlowy: CITIPLPX
WBK: WBKPPLPP
PKO BP: BPKOPLPW
Pekao SA: PKOPPLPW
Bank Gospodarki Żywnościowej S.A: GOPZPLPW
Bank Millennium S.A: BIGBPLPW
Bank Ochrony Środowiska S.A: EBOSPLPW
Bank Pocztowy S.A: POCZPLP4
Fortis Bank Polska S.A: PPABPLPK
ING Bank Śląski S.A: INGBPLPW
Kredyt Bank S.A: KRDBPLPW
Nordea Bank Polska S.A: NDEAPLP2
Polbank EFG Eurobank Ergasias S.A: EFGBPLPW
Volkswagen Bank Direct: VOWAPLP1

IBAN (ang. International Bank Account Number) - międzynarodowy format numeru rachunku bankowego. W operacjach krajowych stosujemy standard NRB (Numer Rachunku Bankowego). NRB składa się z 26 znaków, gdzie 2 pierwsze znaki to liczba kontrolna, kolejne 8 znaków to numer rozliczeniowy banku, a pozostałe 16 to numer rachunku klienta. W standardzie IBAN (dla operacji zagranicznych) numer rachunku zostanie uzupełniony o identyfikator kraju. W przypadku Polski przed NRB umieścimy symbol PL.

Przed wysłaniem pieniędzy za granicę lub z zagranicznego konta na krajowe należy upewnić się, że stosujemy odpowiedni format numeru rachunku. Niepoprawne wprowadzenie numeru może skutkować opóźnieniami w realizacji operacji lub zwrotem pieniędzy na rachunek, z którego chcemy je przesłać.

--
Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl